Po wizycie w Prudniku i wynikach biopsji, określeniu rodzaju raka udaliśmy się do Profesora w Warszawie na wizytę prywatną.
Profesor zapoznał się z wynikami zasugerował zastosowanie chemii z Forfilinoks metoda agresywna, ale skuteczna. Czułem się dobrze i byłem w dobrej kondycji, dlatego śmiało mogłem brać tę formę chemioterapii i skierował mnie na leczenie do ECZ w Otwocku.
W dniu 8.01.2019 przyjechałem do szpitala w Otwocku. Tam zacząłem ustalać z lekarzem prowadzącym rodzaj leczenia. Opinia lekarza była jednoznaczna należy poddać się leczeniu przez chemioterapię. Teraz znowu nowy problem czy wybrać metodę agresywną czy trochę lżejszą stosowaną od lat w leczeniu raka. Agresywna może dałaby większy efekt, ale po tłumaczeniach i sugestii lekarza prowadzącego, który odradzał tę metodę zgodziłem się na lżejszą i mniej skuteczną. No i się zaczęła seria chemioterapii.
Pierwsze trzy – cztery przeżyłem nawet dobrze, były podawane średnio co 10 dni. Zdarzało się 3 razy w miesiącu odwiedzać Otwock, 530 km w jedną stronę. Wyjeżdżałem z domu o 3.00 w nocy, na 9.00 byliśmy w Otwocku. Rano badania krwi i założenie wenflonu do portu, który założyłem w szpitalu we Wrocławiu co ułatwiało podawanie chemii. Następnie oczekiwanie na wyniki badań i wizytę u lekarza, który wydawał decyzję podać czy nie podać kroplówek. Po 5 godzinach od przyjazdu do szpitala zaczynała się chemia, polegała na podłączeniu kroplówek do portu i na specjalnych fotelach oczekiwanie aż wszystkie płyny wejdą w mój organizm. Trwało to około 5 godzin. Potem powrót do domu 5-6 godzin, na 24.00 meldowałem się w domu. Zawsze na te wyjazdy jeździłem z żoną która prowadziła samochód w drodze powrotnej. Po 5 chemiach byłem coraz słabszy, wyniki nie były już tak dobre i czułem się bardzo zmęczony. Po chemii nie mogłem sobie znaleźć miejsca w drodze powrotnej do w samochodzie.
W kwietniu po 8 chemiach zrobiłem tomograf komputerowy. Wynik był zaskakująco dobry, guzy zaczęły się zmniejszać, czyli wszystko szło w dobrym kierunku.
Oprócz pozytywnych efektów były też te negatywne, organizm nie wytrzymywał już tyle trucizny. Dobre wyniki jednak mobilizowały mnie do dalszego brania chemii i brałem do czerwca. Miałem zaliczone już 14 chemii.
Na moje pytanie kiedy skończy się ten maraton lekarz odpowiadał, będziemy podawać chemię do skutku... do czasu kiedy będę w stanie ją brać, czyli do śmierci, bo tak naprawdę ta metoda leczenia tylko i aż przedłużała mi tylko życie. Zaczęło mi się to nie podobać, miałem brać chemię do momentu aż spokojnie sobie umrę...
A jakie są Wasze doświadczenia z chemioterapią? Jaką formę leczenia wybraliście? Co radzicie, sugerujecie?
Profesor zapoznał się z wynikami zasugerował zastosowanie chemii z Forfilinoks metoda agresywna, ale skuteczna. Czułem się dobrze i byłem w dobrej kondycji, dlatego śmiało mogłem brać tę formę chemioterapii i skierował mnie na leczenie do ECZ w Otwocku.
W dniu 8.01.2019 przyjechałem do szpitala w Otwocku. Tam zacząłem ustalać z lekarzem prowadzącym rodzaj leczenia. Opinia lekarza była jednoznaczna należy poddać się leczeniu przez chemioterapię. Teraz znowu nowy problem czy wybrać metodę agresywną czy trochę lżejszą stosowaną od lat w leczeniu raka. Agresywna może dałaby większy efekt, ale po tłumaczeniach i sugestii lekarza prowadzącego, który odradzał tę metodę zgodziłem się na lżejszą i mniej skuteczną. No i się zaczęła seria chemioterapii.
Pierwsze trzy – cztery przeżyłem nawet dobrze, były podawane średnio co 10 dni. Zdarzało się 3 razy w miesiącu odwiedzać Otwock, 530 km w jedną stronę. Wyjeżdżałem z domu o 3.00 w nocy, na 9.00 byliśmy w Otwocku. Rano badania krwi i założenie wenflonu do portu, który założyłem w szpitalu we Wrocławiu co ułatwiało podawanie chemii. Następnie oczekiwanie na wyniki badań i wizytę u lekarza, który wydawał decyzję podać czy nie podać kroplówek. Po 5 godzinach od przyjazdu do szpitala zaczynała się chemia, polegała na podłączeniu kroplówek do portu i na specjalnych fotelach oczekiwanie aż wszystkie płyny wejdą w mój organizm. Trwało to około 5 godzin. Potem powrót do domu 5-6 godzin, na 24.00 meldowałem się w domu. Zawsze na te wyjazdy jeździłem z żoną która prowadziła samochód w drodze powrotnej. Po 5 chemiach byłem coraz słabszy, wyniki nie były już tak dobre i czułem się bardzo zmęczony. Po chemii nie mogłem sobie znaleźć miejsca w drodze powrotnej do w samochodzie.
W kwietniu po 8 chemiach zrobiłem tomograf komputerowy. Wynik był zaskakująco dobry, guzy zaczęły się zmniejszać, czyli wszystko szło w dobrym kierunku.
Oprócz pozytywnych efektów były też te negatywne, organizm nie wytrzymywał już tyle trucizny. Dobre wyniki jednak mobilizowały mnie do dalszego brania chemii i brałem do czerwca. Miałem zaliczone już 14 chemii.
Na moje pytanie kiedy skończy się ten maraton lekarz odpowiadał, będziemy podawać chemię do skutku... do czasu kiedy będę w stanie ją brać, czyli do śmierci, bo tak naprawdę ta metoda leczenia tylko i aż przedłużała mi tylko życie. Zaczęło mi się to nie podobać, miałem brać chemię do momentu aż spokojnie sobie umrę...
A jakie są Wasze doświadczenia z chemioterapią? Jaką formę leczenia wybraliście? Co radzicie, sugerujecie?
BOGUSŁAW
Schemat 4-lekowy FOLFIRINOX można przyjmować w najbliższym szpitalu onkologicznym, nie jest to nic nadzwyczajnego, bo jest w programie NFZ, ale jak rozumiem zdecydowaliście się na Gemcytabinę z cisplatyną?
OdpowiedzUsuń