czwartek, 17 października 2019

Rak Trzustki - A kwas Alfa-Liponowy

Żyjemy od chemioterapii do chemioterapii.... Z każdą porcją zamiast lepiej mąż czuje się coraz słabszy. Chory zawsze ma nadzieję, że po kolejnej dawce lekarstwa będzie poprawa i będzie czuł się dobrze. W onkologii jednak jest zupełnie odwrotnie. Z każdą porcją chemii chory traci siły i chęć do walki z chorobą. Patrzę na „stałych bywalców” oddziału chemioterapii i na mojego męża. Wszyscy słabną, z wizyty na wizytę, z każdą porcją cudownego leku, który ma pomóc, gasną…..
Ale dobry Bóg wysłuchał mojej modlitwy.

Kwas Alfa-liponowy, cóż to takiego? 
Gdzie to kupić? Jak stosować? Jak to działa?

Zagłębiam się w lekturę. Historia idealnie pasuje do mojego męża. Nowotwór trzustki z przerzutami do wątroby. Zalecone leczenie paliatywne. I tak jak mój Boguś z każdą porcją chemii słabnie. A końca choroby nie widać i szansy na wyleczenie nikt nie daje. Wręcz, każdy odbiera nadzieje. Ale tu pojawia się dr Burt Berkson i jego pomysł na leczenie - kwas alfa-liponowy. 
Człowiek z opowieści zostaje leczony kwasem alfa-liponowym i już po pierwszej dawce czuje się zdecydowanie lepiej. Z każdą kolejną porcją jest mocniejszy. Wracają siły i chęć do życia i wiara, że będzie dobrze.

Zaczęły się moje poszukiwania leku. Oczywiście nie znalazłam kwasu alfa-liopnowego w postaci płynnej do podania dożylnego w Polsce. Kupiłam go w Niemczech. Podałam pierwszą dawkę we wlewie kroplowym, powoli. W artykule dr Berksona czytam, że już po pierwszym wlewie chorzy czują się dużo lepiej (zupełnie odwrotnie niż po chemii). Obserwuję mojego męża, serce bije mi jak oszalałe, strach ściska gardło. Boję się myśleć, że lek może nie zadziałać, że po raz kolejny nic z tego nie wyjdzie, a Boguś po raz kolejny straci nadzieję na lepsze jutro.
Kroplówka powoli dobiega końca, mój kochany mąż siada na łóżku „ Boże jak ja się czuję- mówi . Oby mi już tak zostało. Wreszcie wiem jak się można dobrze czuć”.
Nie wierzę,  naprawdę czujesz się dobrze? pytam.
Już wiem, że jutro podam kolejną dawkę kwasu alfa-liponowego. 
Z każdym dniem przybywa sił. Mąż nie wychodził z domu. Nie miał siły wstać do toalety. Chemia kładła go do łóżka, natomiast kwas alfal-iopnowy go z niego wyciągnął. Teraz chodzimy na basen, na siłownie. Robimy delikatne ćwiczenia, żeby się poruszać. Nie wyciskamy potu. O tym nie może być mowy. Wciąż mąż jest ciężko chory. Nowotwór cały czas jest. Ale Boguś czuje się lepiej i to jest najważniejsze. Może zjeść posiłek i nie zwymiotować. Pojechaliśmy na wesele i bawiliśmy się prawie do rana. A potem poprawiny i szczęśliwi wróciliśmy do domu. 

Nie wiem na ile zmiany nowotworowe się zatrzymają, czy długo tak będzie. Czytam, że przy takiej suplementacji chorzy leczeni przez dr Berksona, żyją kilka lat i czują się dobrze. 
Pukałam do wielu drzwi, konsultowałam męża u wielu wybitnych specjalistów szukając ratunku. To pomogło mi zdiagnozować męża, ale nie daje nadziei na wyleczenie. 

Po kwasie mąż czuje się dobrze, poprostu żyje. Zrobiłam analizę krwi, wyniki są zdecydowanie lepsze, z niecierpliwością czekam na kontrolę TK.
Od postawionej diagnozy minęło 11 miesięcy, Boguś schudł 35 kg. Wczoraj powiedział mi, że myślał, że koniec jest blisko… że jeszcze trochę. A teraz wierzy, że to nie ten czas. Jest w dobrej formie. 
Stosujemy kwas alfa-liponowy we wlewach dożylnych i suplementacje doustną, do tego naltrexon w małych dawkach. 
Dziękuję Bogu za każdy dzień dobrego samopoczucia mojego męża. Bo życie z chemioterapią od kursu do kursu to koszmar. 

To nie lekarstwo to powolne gaszenie światła w osobach które kochamy, niby leczymy a powoli zabijamy życie. Chemia robi ogromne spustoszenie w organizmie mojego męża, kwas powoli to wszystko skleja.

piątek, 11 października 2019

kontakt z nami

Proszę o kontakt i pytania przez facebooka prywatnie lub publicznie, oraz przez maila boguslawb@hotmail.com   Administrator grupy Rak trzustki/Ludzie bez trzustki wykluczyli mnie z grupy.

czwartek, 10 października 2019

ZAPOMNIJMY O CHOROBIE !!!

Od 10 dni stosuję dwie łączone metody leczenia raka firmowane przez doktora Berksona leczącego beznadziejne przypadki raka trzustki, wątroby i wiele innych chorób, wobec których nasza medycyna jest bezsilna. 

Jak pamiętacie mam guza trzustki z przerzutami na wątrobę. Biorę chemię, która mnie zabija. Po każdym cyklu chemioterapii czułem się coraz słabszy, ale jeszcze z niej nie rezygnuję. Chciałbym jeszcze zaliczyć dwie chemie, zrobić TK odczytać wynik - choroba ustępuje i skupić się na leczeniu i diecie doktora Berksona. 

Teraz najważniejszy moment mojej historii na który czekacie, mam dreszcze jak tylko o tym pomyślę i chce mi się płakać ze szczęścia.... Od chwili gdy zacząłem stosować metody leczenia o których piszę na początku tego posta jestem szczęśliwym człowiekiem. Wstaję rano z chęcią do życia, nic mnie nie boli, wróciły siły do lekkich prac domowych, w ogródku przy samochodzie, gdzie jeszcze 3 tygodnie temu mogłem o nich pomarzyć. Pod koniec września nie mogłem nawet samodzielnie wstać do WC... to już była tragedia dla mnie. Myślałem, że zbliża się koniec mojej drogi. Jednak stało się inaczej... Bóg jeszcze nie chce Bogusia u siebie i zostawia mnie mojej kochanej rodzinie, która bardziej mnie w tej chwili potrzebuje. 

Te cudowne leki to kwas alfa-liponowy który podaje mi moja żona, poprzez kroplówki oraz naltrekxon w małych dawkach - w tabletkach. Informacje o lekach, sposobie podawania, dawkowaniu, pomoc przy zakupie leku oraz profesjonalne podłączenie kroplówki, oferujemy w każdej chwili. 
Jeżeli będziecie chcieli wiedzieć więcej o leku proszę o kontakt poprzez bloga lub maila boguslawb@hotmail.com. Chcemy Wam pomóc, abyście mogli się cieszyć tak jak ja ze swojego zdrowia. 
Opisuję własne przeżycia i daję gwarancję, że opisane zdarzenia są autentyczne. Ja wierzę, że guzy znikną po tych lekach. Nie będzie już potrzebna zdradziecka chemia, a nawet ingerencja zewnętrzna chirurga, który będzie chciał pomóc operacją wycięcia guza. Mam nadzieję, że nie będzie miał co wycinać. Guzy i inne paskudztwa znikną same i przez długie lata będę cieszył się zdrowiem i życiem, czego i Wam życzę.

A teraz relaks

W dniu dzisiejszym czuję się bardzo dobrze. Postanowiliśmy z żoną rozpocząć rehabilitację przecież jeszcze chorego mojego organizmu. Na początek trzeba odbudować masę mięśniową oraz elegancką sylwetkę. 
Wyobraźcie sobie że, byłem na basenie, na którym spędziłem 1.5 godziny (pływanie, bicze wodne, jacuzzi).  A poźniej... uwaga... - jedna godzina na siłowni: rowerek, wiosła, bieżnia, mięśnie brzucha nóg i lekko rąk. Mięśnie poczuły co to życie :) jestem z siebie dumny!!!

Nie miałem zadyszki, nic mnie nie bolało, a teraz po całym dniu jest mi tak lekko.

Myślę,  że jeżeli macie problemy zdrowotne z mamą, tatą, mężem, żoną lub bliską osobą piszcie komentarze z pytaniami lub na mojego maila. My też szukamy z pomocy z każdej strony i poszerzamy swoją wiedzę o chorobie. Razem musimy sobie poradzić. Tylko nie oczekujcie odpowiedzi na pytanie, ile zostało życia chorej, choremu, to tylko Bóg wie i nie wolno nam ingerować w jego kompetencje. Często robią tak lekarze którzy zabierają nam nadzieje na cuda. A cuda dzieją się wokół nas tylko nie zawsze je zauważamy. 

Ciąg dalszy nastąpi... Trzymajmy się razem, a będziemy jeszcze przenosić góry. Pamiętajcie jedno, od diagnozy minął rok i żyję. :) Lekarze twierdzili, że już dawno powinienem pożegnać się z tym światem. Dzięki wiedzy, doświadczeniu i lekach doktora Berksona jest nadzieja na całkowite wyzdrowienie od 50 do 80 % pacjentów, To dużo -prawda?

środa, 2 października 2019

Inne spojrzenie na raka

30.09

Ciąg dalszy serialu z chemią za pan brat....

Zmienię troszeczkę styl moich wypowiedzi i sposób ich przekazywania. Doszedłem do wniosku, że potrzebujemy więcej optymizmu, pogody ducha, humoru. To nam powinno dodać więcej wiary w siebie i osłabi naszego przeciwnika jakim jest rak. Zmusi go do poddania się, a nam pozwoli na okrzyk radości i gest zwycięstwa.

Do kolejnej chemii przygotowywałem się bardzo solidnie. Przyjechał mój brat z USA i przez tydzień przebywał ze mną prawie całe dnie, za co jestem mu bardzo wdzięczny.

A co robiliśmy?

Takie rzeczy, który dawno nie robiłem i bardzo za nimi tęskniłem.

Brat udowodnił mi, że nie wolno się poddawać, zamknąć się w domu i tłumaczyć sobie (nie mam na nic siły).

A teraz czytajcie co robiliśmy „Brawo MY”. Na początek zabrał mnie do lasu, zbieraliśmy grzyby, których było dość sporo, rozdaliśmy je znajomym, nie muszę przypominać, że nam grzybów jeszcze nie wolno jeść. Myślałem, że wycieczka do lasu mnie przerasta, ale to nieprawda, z odpowiednią osobą można wszystko, gdy czasami brakowało mi sił wierzyłem, że po małym odpoczynku można iść dalej i kontynuować spacer. Po powrocie do domu byłem zmęczony, skłamałbym mówiąc inaczej, ale spałem lepiej....

Teraz wiem że można, nie zamykajcie się w domu korzystajcie z ładnej pogody i podziwiajcie uroki przyrody oraz zalety świeżego powietrza to też lekarstwo na nasze dolegliwości.


Na drugi dzień mój szalony braciszek zabrał mnie na ryby (to kiedyś była moja pasja). Piękna pogoda sprzyjała więc rozłożyliśmy sprzęt wędkarski, no i zaczęło się polowanie na grubą rybę. Złowiliśmy kilka pstrągów, które właściciel łowiska nam przyrządził na miejscu (ale był dobry, palce lizać). Przytrafił się także karp, którego kazaliśmy sobie uwędzić.....

Jedliście takie cudo? Jeśli nie to polecam.


Następny dzień to spacery po przygranicznych czeskich miasteczkach i wioskach, małe zakupy (mieszkamy blisko granicy).


Kolejny dzień to wycieczka w góry na hale, gdzie górale wypasają owce, tam zachwycaliśmy się przepięknymi widokami, oddychaliśmy świeżym powietrzem siedząc wygodnie na pniach drzew, degustowaliśmy różne rodzaje serów, które przygotowali górale. Było bajecznie....

Czas na powrót do domu... a po drodze odwiedziny pięknego ośrodka narciarskiego.


Pozostałe dnie to odpoczynek w przydomowym ogródku. Czy może być lepsze aktywne przygotowywanie się do następnej chemii? Dziękuję Braciszku.




A teraz czwarta chemia. Przyjechaliśmy rano do Centrum Onkologii we Wrocławiu. Przeszliśmy wszystkie procedury związane z chemią, dostałem przydzielone łóżko, no i czekanie na wyniki.

Zaznaczam, że czuję się bardzo dobrze i nie przewiduję żadnych niespodzianek. Jednak wyniki były zbyt słabe, więc zlecili mi transfuzję krwi dla poprawienia parametrów.

Na drugi dzień zacząłem dopiero chemię....i tak się zdarza. Samopoczucie podczas podawania chemii jak zwykle zmienia się co chwilę. W jednym momencie przenosiłbyś góry, a za chwilę chce się spać i jesteś bardzo słaby.

Po tej chemii czuję się dobrze, tylko apetyt poszedł na spacer i nie mam ochoty jeść. Przerwałem zażywanie olejków. Stosuję teraz inną metodę leczenia - rewelacja. Za dwa tygodnie opiszę bliżej jak się po niej czuję, zachęcam do następnego postu, zapewniam że warto.


                                                                                                                                   BOGUSŁAW