czwartek, 17 października 2019

Rak Trzustki - A kwas Alfa-Liponowy

Żyjemy od chemioterapii do chemioterapii.... Z każdą porcją zamiast lepiej mąż czuje się coraz słabszy. Chory zawsze ma nadzieję, że po kolejnej dawce lekarstwa będzie poprawa i będzie czuł się dobrze. W onkologii jednak jest zupełnie odwrotnie. Z każdą porcją chemii chory traci siły i chęć do walki z chorobą. Patrzę na „stałych bywalców” oddziału chemioterapii i na mojego męża. Wszyscy słabną, z wizyty na wizytę, z każdą porcją cudownego leku, który ma pomóc, gasną…..
Ale dobry Bóg wysłuchał mojej modlitwy.

Kwas Alfa-liponowy, cóż to takiego? 
Gdzie to kupić? Jak stosować? Jak to działa?

Zagłębiam się w lekturę. Historia idealnie pasuje do mojego męża. Nowotwór trzustki z przerzutami do wątroby. Zalecone leczenie paliatywne. I tak jak mój Boguś z każdą porcją chemii słabnie. A końca choroby nie widać i szansy na wyleczenie nikt nie daje. Wręcz, każdy odbiera nadzieje. Ale tu pojawia się dr Burt Berkson i jego pomysł na leczenie - kwas alfa-liponowy. 
Człowiek z opowieści zostaje leczony kwasem alfa-liponowym i już po pierwszej dawce czuje się zdecydowanie lepiej. Z każdą kolejną porcją jest mocniejszy. Wracają siły i chęć do życia i wiara, że będzie dobrze.

Zaczęły się moje poszukiwania leku. Oczywiście nie znalazłam kwasu alfa-liopnowego w postaci płynnej do podania dożylnego w Polsce. Kupiłam go w Niemczech. Podałam pierwszą dawkę we wlewie kroplowym, powoli. W artykule dr Berksona czytam, że już po pierwszym wlewie chorzy czują się dużo lepiej (zupełnie odwrotnie niż po chemii). Obserwuję mojego męża, serce bije mi jak oszalałe, strach ściska gardło. Boję się myśleć, że lek może nie zadziałać, że po raz kolejny nic z tego nie wyjdzie, a Boguś po raz kolejny straci nadzieję na lepsze jutro.
Kroplówka powoli dobiega końca, mój kochany mąż siada na łóżku „ Boże jak ja się czuję- mówi . Oby mi już tak zostało. Wreszcie wiem jak się można dobrze czuć”.
Nie wierzę,  naprawdę czujesz się dobrze? pytam.
Już wiem, że jutro podam kolejną dawkę kwasu alfa-liponowego. 
Z każdym dniem przybywa sił. Mąż nie wychodził z domu. Nie miał siły wstać do toalety. Chemia kładła go do łóżka, natomiast kwas alfal-iopnowy go z niego wyciągnął. Teraz chodzimy na basen, na siłownie. Robimy delikatne ćwiczenia, żeby się poruszać. Nie wyciskamy potu. O tym nie może być mowy. Wciąż mąż jest ciężko chory. Nowotwór cały czas jest. Ale Boguś czuje się lepiej i to jest najważniejsze. Może zjeść posiłek i nie zwymiotować. Pojechaliśmy na wesele i bawiliśmy się prawie do rana. A potem poprawiny i szczęśliwi wróciliśmy do domu. 

Nie wiem na ile zmiany nowotworowe się zatrzymają, czy długo tak będzie. Czytam, że przy takiej suplementacji chorzy leczeni przez dr Berksona, żyją kilka lat i czują się dobrze. 
Pukałam do wielu drzwi, konsultowałam męża u wielu wybitnych specjalistów szukając ratunku. To pomogło mi zdiagnozować męża, ale nie daje nadziei na wyleczenie. 

Po kwasie mąż czuje się dobrze, poprostu żyje. Zrobiłam analizę krwi, wyniki są zdecydowanie lepsze, z niecierpliwością czekam na kontrolę TK.
Od postawionej diagnozy minęło 11 miesięcy, Boguś schudł 35 kg. Wczoraj powiedział mi, że myślał, że koniec jest blisko… że jeszcze trochę. A teraz wierzy, że to nie ten czas. Jest w dobrej formie. 
Stosujemy kwas alfa-liponowy we wlewach dożylnych i suplementacje doustną, do tego naltrexon w małych dawkach. 
Dziękuję Bogu za każdy dzień dobrego samopoczucia mojego męża. Bo życie z chemioterapią od kursu do kursu to koszmar. 

To nie lekarstwo to powolne gaszenie światła w osobach które kochamy, niby leczymy a powoli zabijamy życie. Chemia robi ogromne spustoszenie w organizmie mojego męża, kwas powoli to wszystko skleja.

piątek, 11 października 2019

kontakt z nami

Proszę o kontakt i pytania przez facebooka prywatnie lub publicznie, oraz przez maila boguslawb@hotmail.com   Administrator grupy Rak trzustki/Ludzie bez trzustki wykluczyli mnie z grupy.

czwartek, 10 października 2019

ZAPOMNIJMY O CHOROBIE !!!

Od 10 dni stosuję dwie łączone metody leczenia raka firmowane przez doktora Berksona leczącego beznadziejne przypadki raka trzustki, wątroby i wiele innych chorób, wobec których nasza medycyna jest bezsilna. 

Jak pamiętacie mam guza trzustki z przerzutami na wątrobę. Biorę chemię, która mnie zabija. Po każdym cyklu chemioterapii czułem się coraz słabszy, ale jeszcze z niej nie rezygnuję. Chciałbym jeszcze zaliczyć dwie chemie, zrobić TK odczytać wynik - choroba ustępuje i skupić się na leczeniu i diecie doktora Berksona. 

Teraz najważniejszy moment mojej historii na który czekacie, mam dreszcze jak tylko o tym pomyślę i chce mi się płakać ze szczęścia.... Od chwili gdy zacząłem stosować metody leczenia o których piszę na początku tego posta jestem szczęśliwym człowiekiem. Wstaję rano z chęcią do życia, nic mnie nie boli, wróciły siły do lekkich prac domowych, w ogródku przy samochodzie, gdzie jeszcze 3 tygodnie temu mogłem o nich pomarzyć. Pod koniec września nie mogłem nawet samodzielnie wstać do WC... to już była tragedia dla mnie. Myślałem, że zbliża się koniec mojej drogi. Jednak stało się inaczej... Bóg jeszcze nie chce Bogusia u siebie i zostawia mnie mojej kochanej rodzinie, która bardziej mnie w tej chwili potrzebuje. 

Te cudowne leki to kwas alfa-liponowy który podaje mi moja żona, poprzez kroplówki oraz naltrekxon w małych dawkach - w tabletkach. Informacje o lekach, sposobie podawania, dawkowaniu, pomoc przy zakupie leku oraz profesjonalne podłączenie kroplówki, oferujemy w każdej chwili. 
Jeżeli będziecie chcieli wiedzieć więcej o leku proszę o kontakt poprzez bloga lub maila boguslawb@hotmail.com. Chcemy Wam pomóc, abyście mogli się cieszyć tak jak ja ze swojego zdrowia. 
Opisuję własne przeżycia i daję gwarancję, że opisane zdarzenia są autentyczne. Ja wierzę, że guzy znikną po tych lekach. Nie będzie już potrzebna zdradziecka chemia, a nawet ingerencja zewnętrzna chirurga, który będzie chciał pomóc operacją wycięcia guza. Mam nadzieję, że nie będzie miał co wycinać. Guzy i inne paskudztwa znikną same i przez długie lata będę cieszył się zdrowiem i życiem, czego i Wam życzę.

A teraz relaks

W dniu dzisiejszym czuję się bardzo dobrze. Postanowiliśmy z żoną rozpocząć rehabilitację przecież jeszcze chorego mojego organizmu. Na początek trzeba odbudować masę mięśniową oraz elegancką sylwetkę. 
Wyobraźcie sobie że, byłem na basenie, na którym spędziłem 1.5 godziny (pływanie, bicze wodne, jacuzzi).  A poźniej... uwaga... - jedna godzina na siłowni: rowerek, wiosła, bieżnia, mięśnie brzucha nóg i lekko rąk. Mięśnie poczuły co to życie :) jestem z siebie dumny!!!

Nie miałem zadyszki, nic mnie nie bolało, a teraz po całym dniu jest mi tak lekko.

Myślę,  że jeżeli macie problemy zdrowotne z mamą, tatą, mężem, żoną lub bliską osobą piszcie komentarze z pytaniami lub na mojego maila. My też szukamy z pomocy z każdej strony i poszerzamy swoją wiedzę o chorobie. Razem musimy sobie poradzić. Tylko nie oczekujcie odpowiedzi na pytanie, ile zostało życia chorej, choremu, to tylko Bóg wie i nie wolno nam ingerować w jego kompetencje. Często robią tak lekarze którzy zabierają nam nadzieje na cuda. A cuda dzieją się wokół nas tylko nie zawsze je zauważamy. 

Ciąg dalszy nastąpi... Trzymajmy się razem, a będziemy jeszcze przenosić góry. Pamiętajcie jedno, od diagnozy minął rok i żyję. :) Lekarze twierdzili, że już dawno powinienem pożegnać się z tym światem. Dzięki wiedzy, doświadczeniu i lekach doktora Berksona jest nadzieja na całkowite wyzdrowienie od 50 do 80 % pacjentów, To dużo -prawda?

środa, 2 października 2019

Inne spojrzenie na raka

30.09

Ciąg dalszy serialu z chemią za pan brat....

Zmienię troszeczkę styl moich wypowiedzi i sposób ich przekazywania. Doszedłem do wniosku, że potrzebujemy więcej optymizmu, pogody ducha, humoru. To nam powinno dodać więcej wiary w siebie i osłabi naszego przeciwnika jakim jest rak. Zmusi go do poddania się, a nam pozwoli na okrzyk radości i gest zwycięstwa.

Do kolejnej chemii przygotowywałem się bardzo solidnie. Przyjechał mój brat z USA i przez tydzień przebywał ze mną prawie całe dnie, za co jestem mu bardzo wdzięczny.

A co robiliśmy?

Takie rzeczy, który dawno nie robiłem i bardzo za nimi tęskniłem.

Brat udowodnił mi, że nie wolno się poddawać, zamknąć się w domu i tłumaczyć sobie (nie mam na nic siły).

A teraz czytajcie co robiliśmy „Brawo MY”. Na początek zabrał mnie do lasu, zbieraliśmy grzyby, których było dość sporo, rozdaliśmy je znajomym, nie muszę przypominać, że nam grzybów jeszcze nie wolno jeść. Myślałem, że wycieczka do lasu mnie przerasta, ale to nieprawda, z odpowiednią osobą można wszystko, gdy czasami brakowało mi sił wierzyłem, że po małym odpoczynku można iść dalej i kontynuować spacer. Po powrocie do domu byłem zmęczony, skłamałbym mówiąc inaczej, ale spałem lepiej....

Teraz wiem że można, nie zamykajcie się w domu korzystajcie z ładnej pogody i podziwiajcie uroki przyrody oraz zalety świeżego powietrza to też lekarstwo na nasze dolegliwości.


Na drugi dzień mój szalony braciszek zabrał mnie na ryby (to kiedyś była moja pasja). Piękna pogoda sprzyjała więc rozłożyliśmy sprzęt wędkarski, no i zaczęło się polowanie na grubą rybę. Złowiliśmy kilka pstrągów, które właściciel łowiska nam przyrządził na miejscu (ale był dobry, palce lizać). Przytrafił się także karp, którego kazaliśmy sobie uwędzić.....

Jedliście takie cudo? Jeśli nie to polecam.


Następny dzień to spacery po przygranicznych czeskich miasteczkach i wioskach, małe zakupy (mieszkamy blisko granicy).


Kolejny dzień to wycieczka w góry na hale, gdzie górale wypasają owce, tam zachwycaliśmy się przepięknymi widokami, oddychaliśmy świeżym powietrzem siedząc wygodnie na pniach drzew, degustowaliśmy różne rodzaje serów, które przygotowali górale. Było bajecznie....

Czas na powrót do domu... a po drodze odwiedziny pięknego ośrodka narciarskiego.


Pozostałe dnie to odpoczynek w przydomowym ogródku. Czy może być lepsze aktywne przygotowywanie się do następnej chemii? Dziękuję Braciszku.




A teraz czwarta chemia. Przyjechaliśmy rano do Centrum Onkologii we Wrocławiu. Przeszliśmy wszystkie procedury związane z chemią, dostałem przydzielone łóżko, no i czekanie na wyniki.

Zaznaczam, że czuję się bardzo dobrze i nie przewiduję żadnych niespodzianek. Jednak wyniki były zbyt słabe, więc zlecili mi transfuzję krwi dla poprawienia parametrów.

Na drugi dzień zacząłem dopiero chemię....i tak się zdarza. Samopoczucie podczas podawania chemii jak zwykle zmienia się co chwilę. W jednym momencie przenosiłbyś góry, a za chwilę chce się spać i jesteś bardzo słaby.

Po tej chemii czuję się dobrze, tylko apetyt poszedł na spacer i nie mam ochoty jeść. Przerwałem zażywanie olejków. Stosuję teraz inną metodę leczenia - rewelacja. Za dwa tygodnie opiszę bliżej jak się po niej czuję, zachęcam do następnego postu, zapewniam że warto.


                                                                                                                                   BOGUSŁAW

wtorek, 17 września 2019

11.09.2019


Trzecia chemia we Wrocławiu.

Już wiemy jak to według procedur wygląda, dlatego nie będę tego opisywał. Pierwsza noc przebiegła dość znośnie. Rano na drugi dzień zaczęły się nudności, wymioty, brak apetytu, brak sił.
Pojawiający się ból i te wszystkie inne dolegliwości zmusiły mnie do zażywania olejków z konopii, które można dostać w dobrych sklepach zielarskich. Przez cały dzień i noc samopoczucie nie uległo poprawie, dopiero w środę rano zjadłem talerz zupy mlecznej i zacząłem troszeczkę pić. Aaa... jeszcze jedno przez cały okres chemii spałem i w dzień i w nocy.

Myślę, że teraz regularnie będę już zażywał olejek z konopii, który wycisza mnie, likwiduje ból, pozwala przeżyć ten ciężki okres. Lekarz, do którego zwróciłem się o pomoc w czasie brania olejków twierdzi, że po trzech miesiącach może zajść duża poprawa, a nawet znikanie guzów. Panowie i Panie jeżeli ta terapia przyniesie jakieś efekty to nadal będę Was mobilizował do walki, przy pomocy rodziny, znajomych, ponieważ sam jesteś bezradny, oraz modlitwy, a może przede wszystkim modlitwy stanie się cud i wrócimy do normalnego życia.

Będę jeszcze długo do Was pisał i dzielił się moimi doświadczeniami. Trzymajcie za mnie kciuki a ja będę się modlił za Was.

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Odpowiedzi na Wasze komentarze

Nowotwór Trzustki……Kiedy mój mąż po raz pierwszy usłyszał te słowa, nie miał bladego pojęcia co to dla nas oznacza. 
Rozpoczęliśmy leczenie, próbowaliśmy wiele, badania, konsultacje przez wybitnych specjalistów w kraju i za granicą. A przeciwnik to nie byle jaki. Wszystko wiąże się z kosztami, dużymi kosztami. 

NanoKnife - tak rozważaliśmy i ten zabieg. Ale trzeba powiedzieć, że owszem jest mało inwazyjny, bardzo kosztowny i mało skuteczny. Zabieg trzeba powtórzyć kilka razy, więc koszty rosną gigantycznie, a i tak nie daje gwarancji wyleczenia. To już nie 50 000zł ale dużo więcej....

Czasem myślę, dlaczego to my? Potem, że niby dlaczego nie my? Albo, że nie dam rady, że wyczerpałam już pomysły. Jestem wściekła, że coś przegapiłam, że nie byłam czujna, łzy płyną po policzkach… Potem podnoszę się z kolan, zastanawiam się co jeszcze mogę zrobić.
Przecież to wszystko nie dzieje się bez przyczyny. 
Kiedy i co przegapiłam, jakie objawy?  Jestem z moim mężem 30 lat i nie zauważyłam zmian, objawów, pierwszych symptomów.

Objawy raka trzustki:
Cukrzyca typu 2
Bóle brzucha promieniujące do kręgosłupa
Chudnięcie
Brak apetytu
Nudności, wymioty
Żółtaczka
Świąd skóry

Kogo z nas nie bolał brzuch, ból czasem promieniuje do kręgosłupa. Mówimy to z przepracowania, Ból pojawia się, znikna - zapominamy. 
Chudnięcie - dieta nareszcie działa. 
Cukrzyca, no tak jak schudnę to i cukier się unormuje. Te tabletki od lekarza świetnie regulują cukier, więc nie ma się czym martwić.
Nudności - błąd dietetyczny; o już przeszło, nie mogę się tak objadać. 

Można tak bez końca... 
Ale przecież z tymi objawami trafiamy do lekarza rodzinnego. Dlaczego profesjonalista nie wyedukuje nas, nie wyjaśni. 

Tak drogi Tturba markery nowotworowe nie zawsze są podwyższone, a nowotwór może się rozwijać. Ale czasem odrazu rosną, a my leczymy cukrzyce. 
Tak było w przypadku mojego brata. Lekarz rodzinny leczył cukrzycę, nie powiem z bardzo dobrym skutkiem. Przez pond 7 miesięcy tabletkami i dalej by tak leczył gdybym prywatnie nie zrobiła markerów. I tak spóźniłam się o kilka miesięcy, ale może nie jest jeszcze za późno.
Kiedy przychodzimy do lekarza rodzinnego nie może nam zlecić badań krwi. Może to zrobić specjalista, do którego trzeba poczekać w kolejce kilka miesięcy.
Trzeba mówić ludziom, że można za około 100-150 zł zrobić panel markerów nowotworowych. Wielu ludziom uratowałoby to życie.

USG Drogi Tturba - w tym badaniu nie widać trzustki. To badanie jest mało skuteczne, mój brat i mój mąż mieli wykonane badanie USG jamy brzucha, ale nic z tego badania nie wynikało. W USG widać dopiero zmiany w wątrobie, a to znaczy, że są przerzuty... czyli dużo za późno...

Ważnym badaniem jest TK jamy brzucha z kontrastem i uważam, że każdy kto w wieku 40-50-60 lat ma cukrzyce typu 2 powinien chociaż raz na początku mieć zrobione TK. W tych czasach to podstawowe badanie i nie ma co robić tyle zamieszania. 

Fajnie by było gdyby wszystkim, u których w ostatnich miesiącach zdiagnozowano cukrzycę typu 2 obligatoryjnie wykonano badanie TK i marker - CA19.9. Jestem przekonana, że uratowalibyśmy  nie jedno życie. 
A może zróbmy to? Dogi Tturba może warto pomyśleć, zadziałać. 
Może coś zmieńmy ? 

Za mało ludziom poświęcamy czasu, za mało z nimi rozmawiamy... 

czwartek, 22 sierpnia 2019

NOWY pomysł na raka...



Postanowiliśmy z żoną, że się nie poddamy i poszukamy innej metody na zwalczenie raka. Dotarliśmy do informacji o klinice w Magdeburgu, w której leczą nowotwory wątroby i trzustki nowymi metodami.



Brachyterapia to zabieg, który miał mi pomóc w wyleczeniu guzów wątroby. I tak by pewnie było gdyby nie dodatkowa ilość małych guzków, które dyskwalifikowały mnie z zabiegu.

Pierwszy dzień w klinice to pasmo Badań TK, krew, Rezonans.

Drugi dzień z uwagi na dużą bilirubinę zamiast brachyterapii zrobiono mi biopsję dwóch guzów w wątrobie, bolało bardzo.

Trzeci dzień to czekanie na wynik biopsji oraz leczenie przyczyn wysokiej bilirubiny i następny zabieg wstawienie dwóch stentów na drogi żółciowe. Na tym skończyło się leczenie w Magdeburgu.

Po konsultacji z lekarzami doszliśmy do wniosku o przerwaniu wizyty w szpitalu i wypisaniu się na własną prośbę. Lekarze już nie mieli pomysłu na leczenie, proponowali obserwację i oczekiwanie na spadek bilirubiny, ale o zabiegu nie chcieli teraz rozmawiać. Nie stać mnie na płacenie za obserwację, dlatego nasza decyzja była taka, a nie inna. Stwierdzili, że teraz najbardziej wskazana jest chemioterapia, a po trzech miesiącach może się uda przeprowadzić zabieg.

Po powrocie do kraju, zaczęliśmy szukać starania o przyjęcie do DCO we Wrocławiu, aby zmienić rodzaj chemii i pozbyć się dalekich wjazdów do Otwocka. Udało się, dostaliśmy termin pierwszej chemii.

Dniu 5.08.2019 przyjechaliśmy do kliniki, bilirubina nadal wysoka, zastosowaliśmy ścisłą dietę oraz płukanie organizmu i czekaliśmy na efekt. W momencie gdy otrzymałem wiadomość, że chemii nie będzie, mam jechać do domu i przyjechać za tydzień zrobiło mi się przykro, przez chwilę straciłem nadzieję, ale na wysokości zadania jak zwykle stanęła moja kochana żona. Nie dopuściła do załamania i mobilizowała do dalszej walki.



Rakowicze zwłaszcza” trzustkowcy” nie poddawajcie się, wiem że to nie jest łatwe, ale wierzcie mi po chwilach załamania przychodzi nadzieja, która nas trzyma przy życiu, oby jak najdłużej.



BOGUSŁAW

niedziela, 11 sierpnia 2019

KLINIKA W MAGDEBURGU



Trochę mnie nie było. Dużo się działo. Wyprawa do Kliniki w Magdeburgu………., nie wszystko poszło zgodnie z planem. Właściwie to nic nie poszło, ale żyjemy i leczymy się dalej. Klinika niestety cudów nie robi.To należy do Boga, dlatego wierzymy.

Wróciliśmy do chemioterapii. Kolejne pobyty w szpitalu, jestem dumna z mojego męża. Dzielnie wszystko znosi i nie skarży się. Podziwiam go za to. Czasami się zastanawiam skąd bierze na to siły.

Mąż ma liczne guzy w wątrobie. Po TK i MRI w Klinice w Magdeburgu, lekarze stwierdzili, że nie można wykonać brachyterapii, do której wstępnie był zakwalifikowany i dla której pojechaliśmy do Niemiec. Trochę za późno dowiedzieliśmy się o możliwości takiego leczenia. Nowotwór bardzo się rozpanoszył.

Profesor zalecił ponowną chemioterapię przez 3 miesiące, ponowne TK i konsultacje w Magdeburgu. Pobyt w Niemczech trochę nas kosztował, ale nie pomógł, dalej jesteśmy w punkcie wyjścia.

Trochę przykre, że gdy byliśmy konsultowani tu w Polsce to na podstawie MRI mąż kwalifikował się do zabiegu, a na miejscu w Klinice jednak nie.


Trudno...


Szukam dalej sposobu leczenia.


Teraz jesteśmy po kolejnej chemii. Łatwo nie było. Mąż miał podwyższoną bilirubinę. Trzeba ją było obniżyć, ale udało się.


Ciągle szukam nowych metod, nowego sposobu leczenia, bo napewno jakiś jest.


Musi być.


Czasami myślę, że to ponad moje siły, ale wtedy patrzę na mojego cudownego męża, który dzielnie walczy. Co dziennie wytrwale staje do walki, łyka duże dawki witaminy D3, K2NK7, Astaksantyne, Aloes itp. Na przekór wszystkiemu dzielnie przyjmuje kolejne dawki trującej chemii i w tym wszystkim potrafi się uśmiechać, przytulać mnie, żyć.


Taki dzielny człowiek musi wygrać walkę i dać wiarę innym. Tylko o te wszystkie chwile trzeba walczyć i warto, bo są bezcenne.


sobota, 10 sierpnia 2019

PIERWSZE CHEMIE

Po wizycie w Prudniku i wynikach biopsji, określeniu rodzaju raka udaliśmy się do Profesora w Warszawie na wizytę prywatną. 

Profesor zapoznał się z wynikami zasugerował zastosowanie chemii z Forfilinoks metoda agresywna, ale skuteczna. Czułem się dobrze i byłem w dobrej kondycji, dlatego śmiało mogłem brać tę formę chemioterapii i skierował mnie na leczenie do ECZ w Otwocku. 

W dniu 8.01.2019 przyjechałem do szpitala w Otwocku. Tam zacząłem ustalać z lekarzem prowadzącym rodzaj leczenia. Opinia lekarza była jednoznaczna należy poddać się leczeniu przez chemioterapię. Teraz znowu nowy problem czy wybrać metodę agresywną czy trochę lżejszą stosowaną od lat w leczeniu raka. Agresywna może dałaby większy efekt, ale po tłumaczeniach i sugestii lekarza prowadzącego, który odradzał tę metodę zgodziłem się na lżejszą i mniej skuteczną. No i się zaczęła seria chemioterapii. 

Pierwsze trzy – cztery przeżyłem nawet dobrze, były podawane średnio co 10 dni. Zdarzało się 3 razy w miesiącu odwiedzać Otwock, 530 km w jedną stronę. Wyjeżdżałem z domu o 3.00 w nocy, na 9.00 byliśmy w Otwocku. Rano badania krwi i założenie wenflonu do portu, który założyłem w szpitalu we Wrocławiu co ułatwiało podawanie chemii. Następnie oczekiwanie na wyniki badań i wizytę u lekarza, który wydawał decyzję podać czy nie podać kroplówek. Po 5 godzinach od przyjazdu do szpitala zaczynała się chemia, polegała na podłączeniu kroplówek do portu i na specjalnych fotelach oczekiwanie aż wszystkie płyny wejdą w mój organizm. Trwało to około 5 godzin. Potem powrót do domu 5-6 godzin, na 24.00 meldowałem się w domu. Zawsze na te wyjazdy jeździłem z żoną która prowadziła samochód w drodze powrotnej. Po 5 chemiach byłem coraz słabszy, wyniki nie były już tak dobre i czułem się bardzo zmęczony. Po chemii nie mogłem sobie znaleźć miejsca w drodze powrotnej do w samochodzie. 
W kwietniu po 8 chemiach zrobiłem tomograf komputerowy. Wynik był zaskakująco dobry, guzy zaczęły się zmniejszać, czyli wszystko szło w dobrym kierunku. 
Oprócz pozytywnych efektów były też te negatywne, organizm nie wytrzymywał już tyle trucizny. Dobre wyniki jednak mobilizowały mnie do dalszego brania chemii i brałem do czerwca. Miałem zaliczone już 14 chemii. 

Na moje pytanie kiedy skończy się ten maraton lekarz odpowiadał, będziemy podawać chemię do skutku... do czasu kiedy będę w stanie ją brać, czyli do śmierci, bo tak naprawdę ta metoda leczenia tylko i aż przedłużała mi tylko życie. Zaczęło mi się to nie podobać, miałem brać chemię do momentu aż spokojnie sobie umrę...

A jakie są Wasze doświadczenia z chemioterapią? Jaką formę leczenia wybraliście? Co radzicie, sugerujecie? 


BOGUSŁAW

środa, 24 lipca 2019

PROMOCJA ZDROWIA - RAK TRZUSTKI

Cały czas zastanawiam się czy można odpowiednio wcześnie wykryć raka trzustki. Na samym początku jak tylko próbuje się zagnieździć w naszym organie. 
Ja zauważyłam chorobę zbyt późno...  Wszędzie czytamy, że rak trzustki przebiega bezobjawowo. W naszym przypadku to prawda. 
Gdy pojawiają się pierwsze objawy to leczenie jest już tylko paliatywne. W naszym przypadku też tak jest. 
Leczenie paliatywne to chemioterapia, radioterapia i nie daje to wyleczenia, przedłuża życie trudno powiedzieć o ile. Ale marzeniem jest wyleczyć kochaną osobę. Niestety późne rozpoznanie utrudnia dobre rokowanie. Nie można usunąć guza operacyjnie, bo nie jest operacyjny. Radykalne wycięcie guza dało by dobry efekt leczenia, ale żeby tak się stało to trzeba go wykryć kiedy jeszcze nic na to nie wskazuje. 

U mojego męża próby wątrobowe i enzymy trzustkowe (badania, które wykonujemy z krwi) były podwyższone. Cukier był podwyższony i wdrożone leczenie insulinoterapią Ca-19.9 wynosiło dużo ponad normę 316,  a norma  to 27. W obrazie TK zmiany były duże. Wielki guz trzustki. Przerzut do wątroby (liczne zmiany na większości wątroby) spore nacieki na naczynia i nie chce myśleć co jeszcze. 

Mój brat natomiast próby wątrobowe i enzymy trzustkowa miał w normie. Wcześniej wykryto cukrzyce typu 2. Lekarz rodzinny wdrożył farmakoterapię. Pomogło… Cukier się unormował, ale mnie coś niepokoiło. Schudł nie tak dużo jak mój mąż, ale jednak. Pobrałam krew na (marker nowotworowy) CA 19.9, a wynik 615. 
W obrazie TK duży guz trzustki w trzonie i przerzut do wątroby liczne rozsiane guzki. W TK nie ma opisanych nacieków, ale leczenie paliatywne, chemioterapia, rokowania również nie pomyślne. 
Kiedy konsultowałam mojego męża z chirurgiem powiedział, każdy wzrost cukru u młodego człowieka to sygnał do TK.

Ale nie można robić TK raz na rok.
A może można…. ?
Nie wiem? 
To badanie dające jednak sporą dawkę promieni i do tego kontrast nie jest obojętny. 
Ale wiem jedno, pobranie krwi do badań to tylko ukłucie igłą. Markery nowotworowe nie zawsze są jednoznaczne, ale dają jakiś obraz. Każdy może zrobić sobie taki panel, myślę że nawet powinien. Zachęcam wszystkich do wykonania takich badań krwi.
Można je zrobić prywatnie, jeżeli nie uda wam się zdobyć skierowania to podpowiem jakie badania i jak zrobić prywatnie.
Proszę wszystkich, którzy wykonają takie badania z mojego powodu o informacje na e-maila: bogumilabielecka6@gmail.com
Postanowiłam przeprowadzić badania… 
Może to będzie jakiś punkt odniesienia. Chciałabym pomóc, chciałabym wcześniej wykryć raka trzustki, kiedy jeszcze nadaje się, żeby go wyciąć w całości.
Nie wiem, może się mylę, ale gdybym wcześniej zrobiła badanie krwi. 
Spróbujmy wszyscy razem zrobić :
CA19.9
AFP
CA15.3

Myślę, że gra jest o długie życie. Proszę wszystkich o badanie Aspat, Alat, Amylazę alkaliczną, Fosfatazę i oczywiście poziom cukru.
To naprawdę nie wiele. 
Jeżeli jakieś badanie odbiega od normy to koniecznie trzeba sprawdzić dlaczego tak jest. 
Nie można odłożyć tego na półkę, zapomnieć, bo tak jak napisałam na początku, nie da się cofnąć czasu, nie da się zacząć jeszcze raz. 
Nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny, może to co mnie spotkało jest po to by uratować was. 

Ja zrobie analizę krwi całej mojej rodzinie, i wszystkim kto mnie o to poprosi. Wy zróbcie to samo.

czwartek, 18 lipca 2019

LECZENIE NIEKONWENCJONALNE

Leki wspomagające jeszcze przed podstawowym leczeniem....  U mnie pomagają, może komuś również... 

Głównym ziołem w leczeniu swędzenia jest OSTROPEST. 
Ja stosuję tak: jedna czubata łyżeczka ostropestu zmielonego popić szklanką wody niegazowanej. Stosować trzy razy dziennie. 
Dodatkowo stosuję także witaminy, które sprowadzamy z Niemiec: 
TOKOTRIENOLE - naturalna witamina E w kroplach - 5 kropel dziennie, 
NattoFit K2 MK7 - przeciwzakrzepowa - 5 kropli dziennie, 
krople Słońca D3 witamina D - 5 kropel dziennie, 
Ubichinol - wspomaga zdrowe odżywianie - 10 kropli dziennie, 
Astaksanantyna - 5 kropli dziennie, suplement diety.

JAD SKORPIONA - sprowadzany z Kuby (dostępny w Polsce) zażywać po 5 kropli dwa razy dziennie rano i wieczorem.


DIETA

I wreszcie dieta, która na początku doprowadzała mnie do szału, po czasie okazała się nawet przyjemna. Ustały całkowicie bóle brzucha, zrobiło się jakoś lekko na żołądku. 

Rano na śniadanie jem codziennie:
  • 5 łyżek kefiru 0%, 
  • 1/2 łyżeczki kurkumy, 
  • szczypta pieprzu cayenne oraz imbiru do smaku 
  • na zmianę dodaję kalarepkę , szczypiorek , ogórki kiszone, koper włoski. 

Wszystkie składniki miksuję przez 5 minut i życzę smacznego. 

Na obiad jadam:
ryby duszone, pieczone, warzywa gotowane, kurczaka, indyka, królika, wołowinę. 
Należy odstawić wieprzowinę i wędliny wieprzowe oraz ograniczyć chleb i ziemniaki.
Jem często, ale niewielkie porcje. 

Rosołek na obiad:
Warzywa ugotuję na rosołku w kostce, 
dodaję szczyptę kurkumy, imbiru i pieprzu cayenne oraz soli. 
Gdy warzywa będą miękkie do gotującego się rosołku, dodaję 3-4 rozbełtane żółtka wlewane do rosołku przez widelec,
wszystko mieszam i gotowe. 

Nie dopuszczam do swojej diety sera żółtego, podrobów, grejpfrutów, alkoholu , kawy, słodyczy. 
Piję kompoty, wodę niegazowaną, herbatę Rooibos, kawę zbożową, bawarkę (herbatę z mlekiem), słodzę jedną łyżeczką miodu. 

Stosowanie diety i tych specyfików, o których pisałem wcześniej poprawia moje wyniki i samopoczucie i przedłuża życie w dobrej kondycji. Jeżeli czytając naszego bloga będziesz miał jakieś pytania, chętnie odpowiem i pomogę jeszcze długo godnie żyć. Czekam na komentarze, bo one pozwalają mi czuć się potrzebny, a moje doświadczenia pomogą innym w walce z rakiem trzustki i wątroby, a także poprawią humor i przywrócą chęć do życia.

BOGUSŁAW

środa, 17 lipca 2019



Nazywam się Bogusław i chcę podzielić się z Wami moimi przeżyciami.

Moja historia z rakiem w roli głównej, która przewróciła życie o 180 stopni.

Zacznijmy od wyglądu i samopoczucia, jak to się zaczęło? Waga w maju 2018 roku, to 107 kg - kawał chłopa, brzuszek, okrągła buzia, taki sobie misiu. Nic nie wskazywało na na jakąkolwiek chorobę. Pierwsze objawy choroby pojawiły się w sierpniu 2018 r.




Szykowaliśmy się z żoną na wymarzone wczasy na Majorce. Wieczorami zacząłem czuć swędzenie skóry najczęściej na brzuchu, drapałem się i po chwili przechodziło. Jadłem jeszcze wszystko i w ilościach, które zapewniały sytość w żołądku. Ważyłem wtedy 100 kg i to był drugi sygnał, że coś się dzieje. Waga spadła, ale nawet się cieszyłem, bo przecież leciałem na urlop na słoneczną plażę. Pełen wigoru 15.sierpnia pojechaliśmy na lotnisko skąd polecieliśmy na wakacje. W Polsce było w ten dzień chłodno, na Majorce, w Palma de Mallorca byliśmy w nocy około 23.00 ubraliśmy się w letnie ubrania, było przyjemnie. Zachłyśnięty czymś pięknym , pogodą, palmami i inną roślinnością wyspy, nawet nie myślałem , że rośnie w moim brzuchu zabójca, który może zrujnować mi życie, moje plany, marzenia. W hotelu wieczorami swędzenie się nasilało, nie spałem w nocy, budziłem się o 2,3 godzinie, nie wiedziałem co robić. Dobrym sposobem na świąd już na całym ciele była nocna kąpiel w ciepłej wodzie. Po kąpieli spałem już do rana. To był mój sposób na tę dolegliwość. Przez pierwsze 3-4 dni zajadałem się pysznym i innym niż zwykle jedzeniem. Próbowałem wszystkiego: owoce morze, ciasta, owoce, zupki, mięsa, wędliny itp.W dzień korzystaliśmy ze słońca i kąpieli w Morzu Śródziemnym oraz basenach przyhotelowych. Zwiedzaliśmy wyspę i jej atrakcje, ale swędzenie się nasilało występowało nawet w dzień, zwłaszcza na dłoniach i stopach. Nie miałem leku na tę dolegliwość i nikt nawet nie mógł mi pomóc, bo nie wiedział jak, lekarze też byli bezradni.


Po czterech dniach pobytu jedzenie przestało mi smakować wszystko miało taki sam smak. Zacząłem negatywnie reagować na zapachy, wszystko mi śmierdziało. Na wycieczkach czułem lekkie zmęczenie. Wczasy dobiegały końca, a ja myślałem, że strułem się jedzeniem albo drinkami, które nam podawali. Wróciliśmy do domu i apetyt wrócił, ale swędzenie zostało. Nawet nie myślałem o wizycie u lekarza, bo ogólnie czułem się dobrze. Jeszcze w październiku 2018 r. nawet przez myśl mi nie przeszło, że mogę być chory, tak chory. Jadłem wszystko, golonki, tatary, mięso ,ziemniaki, smażone i gotowane.

Symptomy, które zmusiły mnie (dały sygnał) do wizyty u lekarza. We wrześniu zauważyłem, że waga nadal mi spada, ale myślałem, że to efekt basenu, sauny, intensywnej pracy w ogródku. Nawet byłem zadowolony, bo było mi lżej cokolwiek robić i ubrania coraz lepiej na mnie leżały, ważyłem 96 kg, czyli 11 kg różnicy od maja.
17.11.2018r. waga spadła do 89 kg i wtedy już mnie to zaniepokoiło, do tego wszystkiego doszły kłopoty z poziomem cukru we krwi i złe samopoczucie, zmęczenie i chęć częstego snu. Po poradzie jednego z przyjaciół - który jest lekarzem zacząłem zażywać Hydroxyzinum VP 25mg co miało mi pomóc w dolegliwościach swędzenia skóry, które stało się uciążliwe i ciągłe. Po badaniach krwi 23.11.2018r wyszło, że bilirubina doszła do 2,8 co przekraczało normę, która wynosi 1,0. Okazało się, że swędzenie było spowodowane podwyższoną bilirubiną. Tabletkę Hydroxyzinum brałem codziennie przed snem. Przy następnym badaniu poziom bilirubiny spadł do1,8 ale całe ciało dalej swędziało. Nie było innego pomysłu na pozbycie się świądu.


                                         BADANIA I USTALENIE DIAGNOZY

W dniu 23.11.2018r. poszedłem do szpitala w celu zbadania tych niepokojących symptomów, ale dalej nie docierało do mnie co mi jest. Podstawowym leczeniem było skierowane na zbadanie cukrzycy, ale przy okazji robiliśmy inne badania: morfologie, próby wątrobowe, markery nowotworowe. Pierwsze badania wykazały zmiany w wątrobie, być może trzustce, okazało się, że trzeba zrobić dodatkowe badania w celu postawienia diagnozy. Po kolejnych badaniach (tomografie) stało się niemal pewne, że zaatakował mnie paskudny rak trzustki z przerzutami na wątrobę (26.11.2018r)


Reakcji psychicznej i fizycznej na wyniki badań nie da się opisać, ale spróbuję. Szok, szok myśl o tym co mnie spotkało i co mnie czeka były straszne.... Nie mogłem pogodzić się z chorobą, która przerywała wszystkie moje plany, zastanawiałem się ile mi życia jeszcze zostało. Zacząłem porządkować sobie w głowie wszystkie sprawy, które muszę na szybko załatwić, aby zostawić po sobie wszystko poukładane. Aby rodzina nie miała problemu z prowadzeniem dalszych spraw związanych z domem, którymi do tej pory tylko ja się zajmowałem. Przepłakałem niejedną noc, nie mogąc pogodzić się z myślą o śmierci. Dużym wsparciem dla mnie była moja rodzina, żona robiła wszystko, abym nie myślał o śmierci tylko wziął się w garść i zaczął myśleć pozytywnie, że rak to nie wyrok, że można z nim żyć przez wiele lat, a nawet wygrać tę ciężką walkę. Pozostała rodzina mnie pocieszała utwierdzając mnie w tym, że warto walczyć i warto żyć. Dzieci wspierały mnie duchowo, rodzeństwo i mama finansowo, znajomi modlitwą. To wszystko dało mi siły do podjęcia rękawicy i walki o życie wszystkimi możliwymi sposobami, które są znane w medycynie oraz sposobach niekonwencjonalnych (leczenie ziołami i innymi specyfikami polecanymi przez różne osoby oraz wyczytane w internecie).


             GRADACJA CZYNNOŚCI ZWIĄZANYCH Z WALKĄ Z NOWOTWOREM

Ustaliliśmy z żoną, że zaczynamy walczyć z rakiem. Ułożyliśmy sobie plan działania i tego się trzymaliśmy. Przy bardzo dużej pomocy naszych znajomych trafiliśmy do lekarzy z najwyższej półki. Pierwszym specjalistą był chirurg, specjalista od raka trzustki i wątroby Pan Profesor z kliniki Gliwickiej (10.12.2018r). Po wizycie u Profesora dowiedzieliśmy się, że guz na trzustce jest zbyt duży, niedostępny i nastąpiły przerzuty na wątrobę, czyli operacja nie wchodziła w grę. Rada lekarza to skontaktowanie się z lekarzem onkologiem, który ustali rodzaj leczenia w celu zmniejszenia guza i doprowadzenia do możliwości usunięcia operacyjnego. Polecił nam onkologa profesora w Warszawie, z którym udało się skontaktować i umówić na wizytę. U Pana chirurga z Gliwic także dowiedzieliśmy się o możliwości obniżenia bilirubiny poprzez wstawienie endoprotezy, która będzie pomagać w wydalaniu żółci z organizmu. Skierował nas także na biopsję (EUS) do Prudnika. Metoda bardzo przyjazna, mało inwazyjna, po zabiegu nic nie bolało (polecam). W dniu 15.12.2018r pojechaliśmy do Prudnika gdzie przyjąłem się na dwa dni do miejscowego szpitala. Na zabieg przyjechała Pani Doktor z Warszawy, która pobrała wycinek z trzustki do badania. Badania krwi zrobione w Prudniku pokazały, że bilirubina spadła do 1,6 co odczuwałem mniejszym swędzeniem ciała.

poniedziałek, 15 lipca 2019

CHEMIOTERAPIA - CIĄG DALSZY


Mąż bierze kolejne porcje chemioterapii. Z każdą dawką słabnie, próbuje zrozumieć o co chodzi z tym leczeniem. Bo niby jest, ale człowiek traci siły, szybko się męczy, nie ma apetytu, nie chodzi na basen, spacery są krótkie….. itp. Radzimy sobie jak możemy. 
Pytamy co dalej, kiedy koniec chemioterapii, kiedy przerwa albo zmiana leczenia. Słyszymy do końca… Do końca czego?! Co znaczy „Do końca? Jakiego końca?”
Mąż trzyma się dzielnie, ale chciałby usłyszeć jakiś plan działania, chciałby złapać oddech, zregenerować siły, by ruszyć do ataku.
Gdy pytam o inne metody leczenia - słyszę nie ma… 
Szukam sama, dopytuję kogo się da. Dowiaduję się o klinice w Magdeburgu. Stosują tam rożne nowatorskie metody: Brachyterapia, SIRT, itp.
Pytam lekarza prowadzącego - twierdzi, że w przypadku nowotworu wątroby nie stosuje się takiego leczenia.

Nie rozumiem, 

Wysłałam nagraną płytkę z MRI  drogą elektroniczną do Magdeburga, do konsultacji przez Profesora. I jest propozycja leczenia. Zgadzamy się. Leczenie jest prywatne, ale w Polsce nie ma takiej możliwości. Dlaczego?
Jeżeli ktoś jest zainteresowany konsultacją w klinice w Magdeburgu to może się ze mną skontaktować. Chętnie pomogę, powiem gdzie napisać, co przygotować. My czekamy…
W dalszej części opiszę co nas spotkało w Magdeburgu i jakie są efekty leczenia.
Nasza walka trwa już siedem miesięcy, międzyczasie założyliśmy mężowi port naczyniowy do podawania chemioterapii. To była słuszna decyzja. Chemia bardzo niszczy naczynia krwionośne. Porty naczyniowe ułatwiają podanie leku. Chory może wygodnie się ułożyć i nie ma obawy, że coś sobie wyrwie. Albo, że naczynia są tak słabe i obkurczone, że nie można się wkłuć, żeby kontynuować leczenie.
Teraz tak wyglądamy.


Wcześniej pisałam, że mój brat też ma nowotwór trzustki, on jest na początku drogi. My już wiemy jak to jest. Padasz na kolana, krzyczysz, potem nerwowo się miotasz, szukasz ratunku, właściwej drogi leczenia. Nigdy nie będzie pewności czy to co wybierzesz to jest to właściwe. Powoli wszystko układasz, zbierasz się podnosisz z kolan, bo trzeba iść dalej.

JAK TO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO


    W poście pierwszym zamieściłam zdjęcie. To my, mój mąż i ja, wyjazd w góry początek listopada. Jeszcze nie wiemy, że jest chory,  ale choroba już z nami jest. Wkradła się po cichutku i już nie da się wygonić. 
Mąż postanowił ograniczyć jedzenie, zmodyfikować dietę, odchudzić się… I schudł.

W czasie około 2 miesięcy schudł jakieś 24 kg. Zaniepokoiło nas to. Nie głodził się, nie stosował drastycznych metod, więc dlaczego tak szybko stracił na wadze?! Zrobił się zmęczony i senny, nic go nie bolało, ale nie miał sił. 

Czasem jak popracował w ogrodzie to bolał go kręgosłup w okolicy lędźwiowej. Zrobiłam poziom cukru: 180 (dużo). Postanowiłam pobrać  krew na oznaczenie markerów nowotworowych. Machina ruszyła ca19-9: 337U/ml.
Szybka diagnostyka, TK (tomograf komputerowy- jamy brzusznej z kontrastem), MRI (rezonans magnetyczny) - dla dokładniejszej oceny wątroby. Z obrazu badań widoczne duże zmiany. Pojechaliśmy na konsultację do chirurga  w Katowicach (ośrodek, w którym lekarze potrafią usunąć operacyjnie niejeden bardzo skomplikowany guz). Niestety, słyszę, że zmiana jest bardzo rozrośnięta, są nacieki na naczynia i nie można operować. Leczenie paliatywne... 
Doktor podpowiada najbardziej bezpieczną metodę biopsji guza EUS w Prudniku. Pisze kilka słów do pani doktor z prośbą o diagnostykę nowotworu. 
Łzy, po raz kolejny, czuje niemoc, w środku krzyczę NIE!!! 
Nie wiem co robić.... Wracamy do domu. Mam mętlik w głowie.
Co teraz???
Czekamy do biopsji, czytamy „co w internecie piszą o takich przypadkach”… Później już nie czytamy… Mamy dość. Ale wszystko jeszcze przed nami. Budzę się rano i zastanawiam się czy to wszystko mi się śniło. 
Mamy wynik, znamy rodzaj nowotworu - gruczolak Ductal Adenocarcinoma G2 postać złośliwa.
Pani profesor patomorfolog pociesza - wrażliwy na chemioterapie. Jestem wdzięczna za takie słowa. 
Wybieramy szpital, rozpoczynamy chemioterapię. Przeraża mnie ta duża ilość ludzi chorujących na nowotwory. Młodsi i starsi. 

Po pierwszej chemii mąż czuje się dobrze. Wracamy do domu, żeby wrócić za tydzień. Jeździmy 3x w miesiącu. Każdy kolejny wyjazd to droga przez mękę. Po kolejnych dawkach mąż czuje się gorzej. Każda kolejna dawka to większe spustoszenie w organizmie mojego męża. Jakby Tsunami przeszło przez niego i zniszczyło co się dało. Po trzech miesiącach TK jamy brzusznej z kontrastem. Guz troszeczkę się zmniejszył.

środa, 10 lipca 2019

Początek...


O mnie

Życie pisze różne scenariusze. W jednej sekundzie wszystko sypie się jak domek z kart. 
26 listopada odczytałam wynik mojego męża,
RAK TRZUSTKI Z PRZERZUTAMI DO WĄTROBY

Ale od początku...
Jestem pielęgniarką. Od 1985 roku pracuję w zawodzie, z malutkimi przerwami na urodzenie moich cudownych dzieci. Jestem pielęgniarką anestezjologiczną, od zawsze pracuje na Bloku Operacyjnym oraz Intensywnej Terapii. Mam specjalizacje z Anestezjologii i Intensywnej Opieki i specjalizacje Kardiologiczną . Jestem Koordynatorem Transplantacyjnym , mam studia podyplomowe dla koordynatorów i koordynuje pobrania narządów od zmarłych dawców  narządów. Cały czas aktywnie pomagam ludziom. 
A teraz sama potrzebuję pomocy. Zawsze mówię, że dobro wraca podwójnie. W mojej pracy pielęgniarki pomagam , cały czas pomagam. Spotykam codziennie ciężko chorych ludzi, nierzadko umierających i rodziny po stracie kogoś bliskiego. Wiem jak to boli, rozumiem, wspieram, ocieram łzy, niosę słowa otuchy. 
Pracuje na wysoce specjalistycznym sprzęcie, bo moje miejsce pracy to przecież OIOM i Blok Operacyjny.
A teraz muszę jeszcze „ogarnąć" onkologie.

Mój kochany mąż zachorował. Jak już wspomniałam 26 listopada dowiedziałam się że ma raka trzustki. Powiedział: „nie martw się to XXI wiek, w dzisiejszych czasach to się leczy. „ Nie wiedział wtedy , że trzustka długo nie daje objawów choroby a jak się pojawią to rokowania są trudne (nie chcę napisać: rokowania są złe, nie chcę napisać leczenie paliatywne, nie chcę napisać …… ) bo trzeba walczyć, mieć nadzieję i nieodpartą wolę życia.
Szukam w głowie pierwszych objawów, które przegapiłam u mojego męża. 
Ale, życie to „karta stół”, nie ma drugiej szansy. Dlatego pragnę PROMOWAĆ ZDROWIE i pomagać wszystkim, którzy moje słowa wezmą sobie głęboko do serca. Pozwolą się namówić na zrobienie badań markerów nowotworowych  Jeżeli nie wiecie jak się do tego zabrać, podpowiem, wszyscy w średnim wieku którzy „nagle spadli" z wagi i  nie wiadomo skąd mają cukrzycę, koniecznie powinni się przebadać. I nie dajcie się zbyć, że wszystko jest w porządku bo w USG nic nie ma, nic nie wyszło albo wszystko jest ok.

Zdiagnozowałam nowotwór trzustki u mojego brata. Tak bo jeden nowotwór trzustki w rodzinie to za mało.

To druga paraliżująca nas informacja. 

W rozmowie z moim bratem dowiedziałam się , że pojawiła się u niego cukrzyca drugiego typu i jest na tabletkach. Trzyma dietę i wszystko jest ok. W USG nic nie ma badanie krwi w normie. To było około rok temu. Namawiałam go na badania, ale nie miał czasu praca, praca, praca….     W końcu się uparłam. Pobrałam bratu krew, puściłam panel nowotworowy i niestety jest, nie myliłam się NOWOTWÓR TRZUSTKI I ZMIANY W WĄTROBIE. 
Kiedy spojrzałam na wyniki badań, chciałam się mylić, sprawdzałam kilkakrotnie, niestety... 

Nikt nie robi badań przesiewowych w tym kierunku, ale Kochani trzeba. 
Co jakiś czas sprawdzić poziom cukru, zrobić  markery nowotworowe. Jeżeli boli kręgosłup w okolicy lędźwiowej to zrobić markery, jeżeli schudniecie, to markery. 
A gdyby lekarz rodzinny Was zbył to nie odpuszczajcie. 

Ja chętnie pomogę w wykonaniu takich badań. Można je zrobić prywatnie, nie kosztują dużo, a dają wiele . Można dzięki nim wcześniej zareagować. Można uniknąć śmierci, można zyskać więcej czasu na leczenie. A trzeba powiedzieć, że nowotwór trzustki to nowotwór złośliwy. Żeby móc z nim walczyć trzeba go wcześnie wykryć, żeby się nie zdążył rozpanoszyć.