Żyjemy od chemioterapii do chemioterapii.... Z każdą porcją zamiast lepiej mąż czuje się coraz słabszy. Chory zawsze ma nadzieję, że po kolejnej dawce lekarstwa będzie poprawa i będzie czuł się dobrze. W onkologii jednak jest zupełnie odwrotnie. Z każdą porcją chemii chory traci siły i chęć do walki z chorobą. Patrzę na „stałych bywalców” oddziału chemioterapii i na mojego męża. Wszyscy słabną, z wizyty na wizytę, z każdą porcją cudownego leku, który ma pomóc, gasną…..
Ale dobry Bóg wysłuchał mojej modlitwy.
Kwas Alfa-liponowy, cóż to takiego?
Gdzie to kupić? Jak stosować? Jak to działa?
Zagłębiam się w lekturę. Historia idealnie pasuje do mojego męża. Nowotwór trzustki z przerzutami do wątroby. Zalecone leczenie paliatywne. I tak jak mój Boguś z każdą porcją chemii słabnie. A końca choroby nie widać i szansy na wyleczenie nikt nie daje. Wręcz, każdy odbiera nadzieje. Ale tu pojawia się dr Burt Berkson i jego pomysł na leczenie - kwas alfa-liponowy.
Człowiek z opowieści zostaje leczony kwasem alfa-liponowym i już po pierwszej dawce czuje się zdecydowanie lepiej. Z każdą kolejną porcją jest mocniejszy. Wracają siły i chęć do życia i wiara, że będzie dobrze.
Zaczęły się moje poszukiwania leku. Oczywiście nie znalazłam kwasu alfa-liopnowego w postaci płynnej do podania dożylnego w Polsce. Kupiłam go w Niemczech. Podałam pierwszą dawkę we wlewie kroplowym, powoli. W artykule dr Berksona czytam, że już po pierwszym wlewie chorzy czują się dużo lepiej (zupełnie odwrotnie niż po chemii). Obserwuję mojego męża, serce bije mi jak oszalałe, strach ściska gardło. Boję się myśleć, że lek może nie zadziałać, że po raz kolejny nic z tego nie wyjdzie, a Boguś po raz kolejny straci nadzieję na lepsze jutro.
Kroplówka powoli dobiega końca, mój kochany mąż siada na łóżku „ Boże jak ja się czuję- mówi . Oby mi już tak zostało. Wreszcie wiem jak się można dobrze czuć”.
Nie wierzę, naprawdę czujesz się dobrze? pytam.
Już wiem, że jutro podam kolejną dawkę kwasu alfa-liponowego.
Z każdym dniem przybywa sił. Mąż nie wychodził z domu. Nie miał siły wstać do toalety. Chemia kładła go do łóżka, natomiast kwas alfal-iopnowy go z niego wyciągnął. Teraz chodzimy na basen, na siłownie. Robimy delikatne ćwiczenia, żeby się poruszać. Nie wyciskamy potu. O tym nie może być mowy. Wciąż mąż jest ciężko chory. Nowotwór cały czas jest. Ale Boguś czuje się lepiej i to jest najważniejsze. Może zjeść posiłek i nie zwymiotować. Pojechaliśmy na wesele i bawiliśmy się prawie do rana. A potem poprawiny i szczęśliwi wróciliśmy do domu.
Nie wiem na ile zmiany nowotworowe się zatrzymają, czy długo tak będzie. Czytam, że przy takiej suplementacji chorzy leczeni przez dr Berksona, żyją kilka lat i czują się dobrze.
Pukałam do wielu drzwi, konsultowałam męża u wielu wybitnych specjalistów szukając ratunku. To pomogło mi zdiagnozować męża, ale nie daje nadziei na wyleczenie.
Po kwasie mąż czuje się dobrze, poprostu żyje. Zrobiłam analizę krwi, wyniki są zdecydowanie lepsze, z niecierpliwością czekam na kontrolę TK.
Od postawionej diagnozy minęło 11 miesięcy, Boguś schudł 35 kg. Wczoraj powiedział mi, że myślał, że koniec jest blisko… że jeszcze trochę. A teraz wierzy, że to nie ten czas. Jest w dobrej formie.
Stosujemy kwas alfa-liponowy we wlewach dożylnych i suplementacje doustną, do tego naltrexon w małych dawkach.
Dziękuję Bogu za każdy dzień dobrego samopoczucia mojego męża. Bo życie z chemioterapią od kursu do kursu to koszmar.
To nie lekarstwo to powolne gaszenie światła w osobach które kochamy, niby leczymy a powoli zabijamy życie. Chemia robi ogromne spustoszenie w organizmie mojego męża, kwas powoli to wszystko skleja.